Narodowa kuchnia bułgarska przekonuje nas wymownie, że jej twórcy w wysokim stopniu opanowali sztukę kulinarną, że potrafili w pełni docenić nie tylko różnorodność jedzenia, ale i ciekawych kompozycji smakowych. Jeden z bohaterów powieści Ljubena Karawełowa — „Bułgarzy dawnych czasów” — takie daje polecenie synowej przygotowującej „małą” przekąskę („meze”) do towarzyskiej pogawędki:
„Nalejcie tam do tygielka najlepszej rakii, rozmieszajcie ją z miodkiem, ale miodu niech będzie troszeczkę więcej, i zagrzejcie ją na ogniu, tak, wiesz, tylko odrobineczkę ją rozgrzejcie. Powiedz tam mamie, żeby dała z jedną kapustkę, i posypcie ją czerwoną papryczką, ale rozumie się, żeby papryki nie było za dużo… Przynieście trochę fig i suchych winogron. Opieczcie też nieco jagnięcej wątróbki i nakrajcie cebulki, ale rozumiesz, żeby pokrajana była cieniusieńko…”
Tak, w ten sposób przemawiać mógł jedynie wybredny smakosz, stosujący w swoim życiu zasadę Brillat-Savarina, który mówił, że „wiedza gastronomiczna jest niezbędna dla wszystkich ludzi, skoro to ona usiłuje powiększyć sumę przeznaczonych im przyjemności”.